13th Apostle 13th Apostle
184
BLOG

Ośmieszyć Katola

13th Apostle 13th Apostle Polityka Obserwuj notkę 3

 

09.08.2010 na stronie „Rzeczpospolitej” pojawił się felieton Jarosława Makowskiego i Kazimierza Bema pod tytułem „Przemoc jest grzechem”. Artykuł to kolejny głos w sprawie ustawy, która ma powstrzymać przemoc w polskiej rodzinie. Jest on reakcję na felieton („Ustawa przeciwko rodzinie”) biblisty i etyka, profesora Michała Wojciechowskiego.

A mój tekst jest winą „Rzeczypospolitej”, która na swojej stronie internetowej zamieściła zawołanie „skomentuj artykuł. Twoja opinia jest ważna”. Skoro jest ważna, to ją wyrażam... Z góry przepraszam za długość...

 

Klapsy w Biblii.

Tak się jakoś zdarzyło, że najpierw trafiłem na felieton pp. Makowskiego i Bema. Po lekturze odniosłem wrażenie, że Michał Wojciechowskie w swoim tekście skupił się tylko i wyłącznie na uzasadnianiu klapsów odwołaniami do Biblii. Okazuje się jednak, że aspekt biblijny był w tekście prof. Wojciechowskiego ledwie dotknięty. Większość jego artykułu to rzeczowe i konkretne zarzuty względem ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.

Niestety w dzisiejszych czasach, wykazanie, że delikwent podpierający się Biblią jest (że się tak brzydko wyrażę) głupi, jest szczególnie ciepło odbierane w pewnej części Społeczeństwa. I Autorzy dość skutecznie, żeby nie powiedzieć bezwzględnie, tak właśnie przedstawiają prof. Wojciechowskiego.

 

Skonkretyzujmy zarzuty.

Wyciągają np. następujący cytat z jego felietonu:

(...)zaprowadzenie malucha siłą do domu, nie mówiąc już o klapsie, narusza jego nietykalność cielesną. Zabranie podpitej nastolatki z dyskoteki – wolność seksualną (...) Skarcenie małolata za głupotę może być uznane za naruszenie godności, a pozbawienie kieszonkowego albo rezygnacja z kupna komputera za źródło moralnego cierpienia(...)

A potem wnioskują z niego, że:

(...)Czytelnik, po zapoznaniu się z myśleniem prezentowanym przez teologa, może odnieść wrażenie, że chrześcijanie tylko po to mają dzieci, by potem bez żadnych ograniczeń mogli je okładać i stosować wobec nich rozmaite formy przemocy(...).

 

Chrześcijanie maltretujący dzieci.

Co gorsza, chwilę później idą w swojej (możliwej) interpretacji jeszcze dalej:

(...)Zastosujmy więc przez chwilę jego logikę, by zobaczyć, gdzie ona nas zaprowadzi. Jeśli zatem owe fragmenty o chłopcu i rózdze mają być wykładnią i podstawą prawa, to w takim razie prawo polskie powinno zezwalać na bicie, ale wyłącznie chłopców – o biciu dziewczynek Biblia się nie wypowiada, a przecież nie możemy do niej nic dodawać ani nic ujmować (Objawienie Św. Jana 22: 18–19).

Na szczęście dla tych pobożnych obrońców rodziny, którzy mają córki,i przez to czują się poszkodowani brakiem możliwości przyłożenia im ścierką lub rózgą, zapewne Wojciechowski przytoczy słowa Księgi Wyjścia, które dają możliwość sprzedaży córki w niewolę (21: 8). Niewolnictwo co prawda zniesiono już przed wielu dekadami, ale jak nasz polemista winniśmy bardziej Boga słuchać niż ludzi (Dzieje Apostolskie 5: 29). A więc i tę instytucję trzeba przywrócić.(...)

 

Nie tylko Biblia.

Niestety Autorzy „atakując biblijnie” Wojciechowskiego, chytrze przemycają również inne fałszywe tezy, których celem jest chyba tylko umocnienie panującego stereotypu i zamknięcie ust osobom wypowiadającym się negatywnie o ustawie.

Profesor Wojciechowski postawił w swoim felietonie tezę, że ustawa może doprowadzić do sytuacji, w której „(...)ludzie zaczną obawiać się posiadania dzieci, co pogorszy i tak fatalną sytuację demograficzną Polski(...)”.

Autorzy najpierw przyznają, że nie do końca widzą logiczny związek między ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie a dzietnością, ale mimo to jako ewentualny dowód, że jest wręcz przeciwnie, podają...

 

...trzy łyki statystyki...

(...)w zeszłym roku, gdy w Polsce nie było spornej ustawy, statystyczna Polka miała 1,53 dziecka (a w 2007 r. nawet 1,31 dziecka). W tym samym czasie w krajach takich jak Holandia, Szwecja i Norwegia, które podobne ustawy mają od lat, dzietność wynosiła odpowiednio 1,66; 1,94 i 1,90 dziecka statystycznie na jedną kobietę.(...)

Szkoda, że Makowski i Bem nie podają źródła danych – być może dane tam zawarte byłyby ciut obszerniejsze. Osobiście ciekawi mnie, od którego roku życia zaczyna się statystyczna Polka. To znaczy, czy możliwa jest sytuacja, że raz statystyczna Polka jest liczona jako matka, by za chwilę pojawić się też w rubryce dziecko (np. 17-latka)?

Spoważniejmy jednak na chwilę. Czy przedstawione dane mówią coś ciekawego? Dla mnie nie.

 

Statystyczna Polka.

Bo co mówi nam, że statystyczna Polka w roku 2009 miała 1,53 dziecka, a statystyczna Szwedka aż 1,94 dziecka? Albo zapytam inaczej. Czy owe dane podważają „teorię Wojciechowskiego”, iż w wyniku przyjęcia owej ustawy „(...)ludzie zaczną obawiać się posiadania dzieci, co pogorszy i tak fatalną sytuację demograficzną Polski(...)”?

Nie. Bo ja mam dwójkę dzieci, jeden sąsiad ma trójkę, kolejny jedno, a dwóch następnych żadnego. Czyli statystycznie wszyscy mamy po 1,2 dziecka. Czyż nie jest to cudowne? Moich dwóch sąsiadów (przy aktywnym udziale swoich sąsiadów, a co ciekawsze bez udziału własnych żon) właśnie zostało rodzicami.

Dobra miało być poważnie. Wróćmy więc do przedstawionych przez Autorów średnich wyników.

 

Brakujące dane.

Dla mnie nie mówią one praktycznie nic o problemie.

  • Nadal nie wiem, ile Rodzin w Polsce posiada dzieci, a ile ich nie posiada.

  • Nadal nie wiem, jak powyższe wygląda w Szwecji.

  • Nadal nie wiem, do ilu Rodzin w Polsce w ciągu zeszłego roku przyleciał bocian.

  • Nadal nie wiem również, jak ta kwestia wygląda w Szwecji.

  • Nadal nic nie wiem na temat tendencji panującej w tej materii. Czy z roku na roku w Szwecji coraz więcej Rodzin cieszy się z wizyty bociana, czy też jest odwrotnie?

  • A jak to wygląda w Polsce?

  • Co gorsza, podane przez Autorów dane nie mówią ani słowa o tym, jak wyglądała sytuacja w Szwecji przed wejściem w życie ustawy o przeciwdziałaniu przemocy.

Nie wiem nic, ale przecież na statystyczną Szwedkę przypada, aż o 0,41 dziecka więcej niż na statystyczna Polkę.

 

Jak nie powinno się dyskutować.

Zapyta ktoś zapewne, dlaczego czepiam się Autorów, skoro uczciwie przyznają się, iż nie do końca widzą jakieś przełożenie między ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie a dzietnością?

Co bardziej rzuca się w oczy, zdanie o nie do końca widocznym związku logicznym, czy też podane liczby? Co bardziej zapada w pamięć? Zastanawia mnie, czy Autorzy podaliby te liczby, gdyby były odwrotne? Obawiam się, że w takim przypadku brak widocznego związku logicznego sprawiłby, że tych liczb byśmy nie znali.

Różni eksperci od wizerunku namawiają do używania w swoich wypowiedziach liczb, bo większość i tak nie zna tych danych, więc zapewne przytaknie (jako przykład takiego używania liczb można podać jedną z debat pomiędzy Kaczyńskim a Komorowskim, w której ten drugi do trzech różnych tematów podał tę samą wielkość). Nie widzę w tym przypadku innego powodu użycia liczb jak tylko właśnie taki – na pierwszy rzut oka wychodzi, że Biblista bredzi, bo Szwedki mają więcej Dzieci.

 

Co mówi nam 100 tys.?

Jednak stosunek ilości statystycznych dzieci na statystyczną Polkę nie był jedyną liczbą przedstawioną przez pp. Makowskiego i Bema. Jako argument za wprowadzeniem ustawy, a przy okazji mający zdyskredytować Biblistę-Teologa, Autorzy podają:

(...)Intrygujące jest to, że z wywodu biblisty można odnieść wrażenie, iż w Polsce w zasadzie nie ma problemu przemocy w rodzinie. Tym czasem, jak pokazują dane choćby policji, rocznie odnotowuje się około 100 tys. takich zgłoszeń.(...)

Sama liczba robi wrażenie. 100.000... Sto tysięcy... Boże, aż tyle?? Tylko co z tego wynika?

Niestety Autorzy nie podają, czy te 100.000 to liczba indywidualnych zgłoszeń, czy też jakaś część z tej wielkości, to powtarzające się zgłoszenia – bo przecież jeżeli w 5.000 przypadków, mielibyśmy do czynienia z sytuacją 4 zgłoszeń rocznie, dałoby to już 20.000 zgłoszeń. Czy jeżeli mężczyzna bije Kobietę i dziecko, to liczy się to jako jedno zgłoszenie, czy może dwa? Czy te 100.000 to każdorazowo przypadki dotyczące nowych rodzin, czy też jakaś część przypadków to recydywa? Bo jeśli zdarza się recydywa, to należałoby chyba zapytać, co w takich wypadkach robiła policja, i czy faktycznie stare przepisy były wtedy bezsilne? Niestety tego wszystkiego nie wiemy. Wystarczyć ma nam tylko wielkość 100.000...

 

Cudowny wpływ ustawy.

W cytowanym powyżej fragmencie, autorzy podają, że „(...)krajach takich jak Holandia, Szwecja i Norwegia, które podobne ustawy mają od lat(...)”. Tak, faktycznie ustawy są tam od lat. I co?

I tak na przykład blogerka Kataryna już w roku 2004 (04.10.2004) w tekście „Podatek od mężczyzn” stwierdza, że w Szwecji (a więc w kraju, w którym ustawa o przeciwdziałaniu przemocy jest już od lat) „(...)przemoc wobec kobiet stale rośnie (w latach 90-tych o 40%!)(...)

Ciekawe, w 2004 ustawa o przeciwdziałaniu przemocy była już w Szwecji od lat(prof. Wojciechowski wspomina w swoim tekście, że ustawa taka jest w Szwecji już od 30 lat), a przemoc mimo to rosła... Jednak mimo to w Polsce ustawa wzorowana na szwedzkich rozwiązaniach ma być receptą idealną...

 

Szwedzki przykład.

Co ciekawsze, a co niestety uszło chyba uwadze Autorów, przed przegłosowaniem przez nasz parlament tej ustawy, Polskę odwiedziła Ruby Harrold-Claesson(szwedzka prawnik, przewodnicząca Skandynawskiego Komitetu Praw Człowieka) która próbowała wytłumaczyć naszym parlamentarzystom szkodliwość tego rozwiązania. Co ciekawsze, podpierała się w argumentacji właśnie szkodliwością szwedzkiego rozwiązania. Zachęcam do przeczytania wywiadu, jakiego udzieliła przy okazji – link podaję na końcu.

Co równie ciekawe, ta stawiana bardzo często za wzór Szwecja, to państwo, które w latach 1936-1975 wprowadzała u siebie eugenikę. W wyniku tego eksperymentu, wysterylizowana tam 63 tys. osóbnieprzydatnych” lub „niedostosowanych społecznie”.

To nawet bardzo ciekawe, tym razem ograniczono pole zainteresowania i na warsztat wzięto „niedostosowane społecznie rodziny”...

 

Prawicowe oszołomstwo.

We fragmencie:

(...)Autor, podobnie jak cała plejada prawicowych obrońców „zdrowej polskiej rodziny”, boi się obecnej ustawy. Dlaczego? Bo wystarczy, iż rodzina jest zagrożona przemocą, a ktoś zgłosi niepokojący przypadek znęcania się nad dzieckiem, by państwo mogło interweniować(...)

pp. Makowski i Bem delikatnie mijają się z prawdą. Plejada prawicowców boi się, że owo „zagrożenie przemocą” czy też ów „niepokojący przypadek” może okazać się pomyłką, i dopiero wtedy cierpieć będzie zarówno dziecko, jak i cała Rodzina. A urzędnik winny takiej pomyłki, nie poniesie za to żadnej kary – o czym w swoim felietonie wspomina również prof. Wojciechowski.

Zresztą może mały przykład z życia (bo takie są chyba najlepsze).

 

Sąsiedzka zemsta.

Jakiś czas temu podpadłem sąsiadowi. Darowałem mu trzy dyskoteki, jakie urządził sobie w bloku. Czwartej już niestety nie dałem rady. Zresztą nie tylko ja – inny sąsiad próbował doprowadzić do sąsiedzkiej rozmowy, ale niestety nikt nie otwierał drzwi (nawiasem mówiąc, jest bardzo prawdopodobne, że najzwyczajniej w świecie, nikt z imprezowiczów nie słyszał dzwonka).

Więc, jako płatnik podatków postanowiłem skorzystać z opłacanych, między innymi z moich podatków, policjantów. Reakcja była nawet szybka. Podobnie kontrreakcja sąsiada. Cała klatka została poinformowana, że o 6 (jak tylko cisza nocna się skończy) dyskoteka zacznie się na nowo, a potem odbył się koncert na kaloryferach.

Tyle o sąsiedzie. Teraz trochę o mnie. Jestem więc ojcem dwójki Pociech. Starsze jest odporne na wiedzę i nawet chwile po bolesnym upadku z łóżka, wraca do przerwanej upadkiem zabawy na krawędzi łóżka. Efektem tego są często posiniaczone nogi, a czasami nawet czoło. Raz zdarzyło się, że po spotkaniu z drzwiami (zabawa z kocykiem na głowie), siniak zaczynał się nad brwią, a kończył przed włosami. Młodsze jeszcze nie tak dawno przechodziło ząbkowanie. Co gorsza, działo się to w przyśpieszonym tempie – po 2-3 ząbki na raz. Towarzyszył temu ciągły płacz, przeplatany chwilami marudzenia. Cisza trwała tylko w czasie snu, który niestety wtedy nie trwał długo. Niestety nie zawsze pomagała maść na ząbkowanie. Rodzice, którzy to przeszli wiedzą, o czym mówię.

Dlaczego o tym piszę? Otóż wyobraźmy sobie taką sytuację...

Sąsiad świadom istnienia ustawy postanawia, wykorzystując ją i się zemścić. Słyszy już od jakiegoś czasu na klatce płacz dziecka, widzi mamę, która wraca z drugim dzieckiem z dużym siniakiem na czole. Postanawia więc zareagować. Donosi na sąsiada: droga pani, tam dziecko ciągle płacze, ciągle... drugie znowu posiniaczone chodzi. Facet drze się... tam coś się może stać... Więc do mieszkania puka kontrola. Na dzień dobry na klatce słychać płacz dziecka (pierwszy minus). Dzwonią do mieszkania. Otwiera mama, a z pokoju słychać akurat podniesiony głos taty: uspokoisz się? (drugi minus). To akurat do syna, który skacze z łóżka na fotel (nawiasem mówiąc jedna z ulubionych zabaw). Kontrolna trójka wchodzi i widzi malucha z siniakiem na czole (trzeci minus). Co gorsza, pan Janek z firmy taty miał akurat imieniny, więc tato jest w lekkim stanie wskazującym. Nie jest to wszak przestępstwo, ale w tamtych okolicznościach (czwarty minus)...

Powyższy opis można byłoby nawet upiększyć... Znam sytuację, kiedy synek podbił mamie oczy w trakcie nakładania bucików... Synek mógł, akurat po zdaniu: uspokoisz się, spaść na podłogę i się rozpłakać... Nie przesadzajmy jednak tak od razu.

Jeżeli zapytani przez urzędnika sąsiedzi mieliby powiedzieć prawdę, to każdy powie, że faktycznie słychać płacz za ścianą. No facet jak facet, czasami widywałam go z reklamówką piwa. No czasem krzyknie na dziecko. Czyli w zasadzie norma – bo przecież nie patologia... Bo kto nie kupuje w sklepie piwa? I komu nie zdarza się czasem krzyknąć na dziecko? Niestety chyba każdemu.

 

Mała Różyczka.

Oczywiście ktoś zaraz krzyknie: NIE PRZESADZAJ, W TAKIEJ SYTUACJI ŻADEN URZĘDNIK NIE ZABIERZE CI DZIECI! Na pewno? Jeżeli pani sędzia, czyli kobieta po studiach odbiera dziecko Rodzicom, a tłumaczy to najpierw faktem, że według kuratora matka jest niedorozwinięta, a później uzupełnia swoje uzasadnienie stwierdzeniem, że ojciec jest za stary, to boję się, że w sytuacji, jaką opisałem powyżej, mogłoby się zdarzyć, że dzieci zostałyby odebrane rodzicom. Przecież każdy znęcający się rodzic tłumaczy, że dziecko spadło z szafy, więc ma siniaki...

 

Zatroskany lekarz.

Dobra to była historia hipotetyczna, a teraz coś autentycznego...

Córka Znajomego ucząc się jeździć na rowerze,spotkała na swoje drodze zaparkowany samochód. Było wielkie bum (rower w samochód), później wielkie bach (ona na ziemię).Aua, aua... Czyli normalna reakcja po zderzeniu. Tato pomógł się pozbierać. Zapytał czy coś się stało? Odpowiedź:nie. Zapytał czy nic nie boli: odpowiedź:nie.OK, wracamy do domu. Po dwóch tygodniach córka przychodzi i mówi, że strasznie boli ją ręka i w ogóle ciężko jej jest nią ruszać. Tak,PO DWÓCH tygodniach. Jadą na prześwietlenie. Okazuje się, że ręka jest złamana. Lekarz wrzeszczy:Panie, co pan sobie wyobrażasz. Dwa tygodnie? Masz pan szczęście, że nie weszła ustawa, bo powinienem to zgłosić. Ludzie ze wsi przyjeżdżają od razu, a pan dwa tygodnie czekał? Niestety tłumaczenie, że córka nie skarżyła się na ból, do lekarza nie trafiały.

Tutaj małą dygresja... Na jednym forum dla rodziców, czytałem opis sytuacji, kiedy to zatroskana matka przywiozła do szpitala dziecko, które mocno uderzyło się w główkę, bo przeczytała, że trzeba w takiej sytuacji zrobić rezonans. Została wyśmiana przez lekarza i odesłana do domu bez żadnych badań.

Biorąc pod uwagę możliwość nadinterpretacji różnych okoliczności oraz faktu, że urzędnicza łaska, na pstrym koniu może jeździć, obawiam sięwładzy urzędników wynikającej z tej ustawy...

 

No dobra, pomyłki się zdarzają, ale wszystko szybko się wyjaśni.

Co się stanie, kiedy urzędnik postanowi zabrać dziecko rodzicom? Trafi ono do placówki opiekuńczej (jeśli nie ma akurat bliskiej rodziny na podorędziu). A sprawa rodziców trafi do sądu, który wyda wyrok. Jak szybko? Pewnie tak szybko, jak się da. Znajomi zakładali w Warszawie spółkę. Na dzień dobry usłyszeli, że nie mają co liczyć na to, że sąd zarejestruje spółkę zgodnie z wymogami ustawy... Czy sądy zajmujące się sprawami rodzinnymi będą szybsze?

Rozważmy jeden z możliwych przypadków. Urzędnicza kontrola wchodzi do domu w piątek po południu. Decyduje zabrać dzieci do ośrodka opiekuńczego. Kiedy nad sprawą pochyli się sąd? W sobotę czy też w dopiero w poniedziałek? A jeśli zajmie się sprawą w poniedziałek o 14:00 (co jest bardzo prawdopodobne, bo zanim urzędnik przekaże dokumenty do sądu, a tymi zajmie się sędzia może minąć tyle czasu), to dziecko będę mógł odebrać z ośrodka w poniedziałek, czy też dopiero we wtorek?

Pytania do psychologów:

  • Jakie szkody mogą powstać w psychice dziecka, które, w wyniku błędnej decyzji nadgorliwych urzędników, spędzi weekend w ośrodku?

  • W jakim stopniu może to zaważyć na jego przyszłości?

  • Czy takie dziecko zrozumie, że to nie rodzice je zostawili, a zostało one im siłą odebrane?

 

Ach ta polska znieczulica.

Dalej Autorzy poświęcają uwagę „(...)kompletnej i świadomej znieczulicy(...)”, która to rozprzestrzenia się w Polsce...

(...)Tymczasem polska praktyka pokazuje, że naszym głównym grzechem społecznym jest kompletna i świadoma znieczulica. Nie interesuje nas, co dzieje się u sąsiadów za ścianą, choć co wieczór słyszymy płacz dziecka albo odgłosy bitej żony. To przez ową znieczulicę mogło dochodzić u nas do tak przerażających zbrodni jak ta, która miała miejsce w Łodzi, gdzie sąsiedzi widzieli, że kobieta jest w ciąży, ale potem – kiedy przestawała być kobietą w stanie błogosławionym – nie pytali, co się stało, że nie nosi na swym ramieniu noworodka.(...)

Tak się składa, że w pracy mam koleżankę, która dwa razy poroniła. Nie wyobrażam sobie, abym po jej powrocie do pracy pytał: co się stało, że już nie jest w ciąży? Dlatego nie dziwię się sąsiadom, którzy nie pytają sąsiadek:a co się stało z brzuchem?, oraz nie donoszą prokuraturze na sąsiadki,które przestają być kobietą w stanie błogosławionym bez noworodka.

Jeśli mielibyśmy donosić na takie Kobiety,bo istnieje podejrzenie, że może utopiła dzieci w beczce, to równie dobrze powinniśmy donosić na facetów, bokażdy facet nosi przy sobie potencjalne narzędzie gwałtu, może więc być gwałcicielem.

W Polsce co roku 40 tysięcy Kobiet przeżywa tragedię poronienia. Idąc tokiem rozumowania Autorów, wszystkie te Kobiety musiałyby być zakapowane przez pozbawionych znieczulicy sąsiadów. Nie dość, że takie Kobiety zazwyczaj lądują na oddziale patologii ciąży (leżąc po utracie własnego dziecka z Kobietami w ciąży), to zaraz po powrocie do domu, mogłyby usłyszeć od urzędnika podobno była pani w ciąży... No ale jest ich ponad dwa razy mniej niż przypadków przemocy, niech się więc poświęcą... Dla mnie bomba...

 

Państwo – chłopiec do bicia.

(...)Cóż się jednak dzieje, kiedy w końcu światło dzienne oglądają takie tragedie? Wtedy pierwszym „chłopcem do bicia” jest oczywiście państwo. To na państwie wiesza się wówczas psy, że nie zapobiegło tragedii, że dopuściło do tak mrożących krew w żyłach sytuacji. Jeśli zatem to na państwo spada odpowiedzialność, to musi ono mieć też narzędzia, aby tę rzeczywistość – w tym przypadku rodzinną – móc w jakimś stopniu kontrolować. Nie można bowiem ponosić odpowiedzialności za coś, na co nie miało się uprzednio wpływu.(...)

PP. Makowski i Bem zapomnieli niestety wspomnieć tutaj o pewnym fakcie. Otóż bardzo często (a nawet ośmieliłbym się stwierdzić, iż najczęściej) okazuje się, że państwo nie jest chłopcem do bicia za darmo. Bardzo często dochodzi do tragedii z powodu braku reakcji urzędnika. Tak było na przykład właśnie w wymienionej przez Autorów Łodzi...

(...)Do błędów, które doprowadziły do tak późnego ujawnienia tragedii, przyznała się policja. Opieszale wykonywali swoje czynności także sędzia i kurator rodzinna. Bierność instytucji podnosił w procesie obrońca Krzysztofa N., mec. Piotr Kuć. - Co robili kurator sądowy, MOPS, ZUS, policja - pytał i odpowiadał: - Nic. Każdy spełniał swoją rolę: pisali pisma, notatki, ale gdyby wykazali większą staranność, być może do tragedii by nie doszło.(...)

Rzeczpospolita 21.06.04 Nr 143

 

Olśnienie na koniec.

Kończąc tekst, doszedłem do notki poświęconej samej Autorom...I nagle naszło mnie olśnienie. Oto okazuje się, że

(...)Kazimierz Bem jest prawnikiem i publicystąprotestanckim, absolwentem Yale Divinity School. Przygotowuje się do byciapastorem ewangelicko-reformowanym w USA

Jarosław Makowski jest teologiem, filozofem i publicystą, szefem Instytutu Obywatelskiego,think tanku związanego z Platformą Obywatelską(...)

 

Czyżby to tłumaczyło tak ostry atak teologiczny na Biblistę krytykującego ustawę autorstwa właśnie Platformy Obywatelskiej?

 

Co ciekawe, cały tekst pp., Makowskiego i Bema ani razu nie odnosi się do trafnych zastrzeżeń, jakie pojawiają się w tekście Michała Wojciechowskiego. Za to,atakując biblijnie Teologa, wzorowo wprowadzają Oni w życie metodę „argumentum ad hominem lubex concessis, którą wymienia Schopenhauer opisując erystykę...

 

 

 

XIII

 

...gdy widzę naszą elitę polityczną gdzieś z tyłu głowy słyszę Vilgefortza: "(...)pomyliłeś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu(...)" ...gdy słyszę, że ktoś podpiera się naszymi autorytetami (np. panem B., panem Ż., innym panem B., panami znanymi w niektórych kręgach jako TW, itp.) słyszę w uszach refren: "(...)Powiedz kto następny. Proszę powiedz mi Kto będzie Ci mówił. Którędy masz iść(...)"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka